Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętaj, to dzięki tej rodzinie tutaj jesteś. Jak Florkowie z Niżatyc ocalili żydowskiego chłopca [ZDJĘCIA]

Klaudia Ziętal, uczennica kl. VIII SP w Drohojowie
Józefa i Franciszek Florek z Niżatyc.
Józefa i Franciszek Florek z Niżatyc. Archiwum rodzinne
Józefa i Franciszek Florkowie z Niżatyc w czasie II wojny światowej nie bali się ryzykować dla Polski, choć mieli świadomość grożącego im niebezpieczeństwa. W ich domu działała konspiracyjna poczta, szkolili się żołnierze polskiego podziemia. Pomimo tego dali schronienie 11-letniemu chłopcu żydowskiemu, który od kilku miesięcy błąkał się po okolicy.

Florkowie to moja dalsza rodzina, spokrewniona poprzez moich prapradziadków.

Przed II wojną światową w Trzebosi koło Sokołowa Małopolskiego, niedaleko Rzeszowa, mieszkała rodzina Reich. Ojciec rodziny zmarł w 1938 roku. W domu zostali główny bohater mojej opowieści Marian Reich (syn Davida), który w chwili wybuchu II wojny światowej miał 9 lat, jego czworo rodzeństwa oraz matka. Cała jego rodzina zginęła w getcie w Rzeszowie.

- Mieszkałem w Trzebosi do roku 1941, ale kiedy sytuacja pogorszyła się, a nawet stała się niebezpieczna, zamieszkałem z moją babką w Markowej. Miałem wtedy 11 lat – opowiadał Marian Reich we wspomnieniach spisanych w 1992 roku w USA przez rabina Binyamina Schleiman z organizacji religijnej Chabad.

- Zaraz po tym, jak się przeprowadziłem do mojej babki, cała moja rodzina została deportowana z Trzebosi do getta w Rzeszowie. Miesiąc później moja babka zmarła, a ja przeprowadziłem się do ciotki – wspomina M. Reich.

Zarówno babcia, jak i ciotka mieszkały w Markowej koło Rzeszowa.

Józefa i Franciszek Florek z Niżatyc.
Józefa i Franciszek Florek z Niżatyc. Archiwum rodzinne

Florkowie nie byli w stanie odmówić pomocy 11-letniemu, żydowskiemu chłopcu

- Wtedy sytuacja stała się nie do zniesienia. Ciągle przeprowadzano obławy na Żydów oraz ich deportowania, więc moja ciotka zdecydowała się znaleźć dla nas jakąś kryjówkę. Pewnego ranka wyszła i nigdy nie wróciła. Zostałem sam. Zdesperowany zacząłem szukać jakiejś znajomej osoby. Szczęśliwie, jeden z moich szkolnych kolegów, David Seitelbach, mieszkał niedaleko, a jego rodzina pozwoliła mi pozostać z nimi. Po około tygodniu zdecydowałem się zaryzykować i wyjść poszukać mojej ciotki. Kiedy wróciłem, cała rodzina (Davida Seitelbacha - przyp. KZ) zniknęła - zostali zabrani przez Niemców. Przez pewien czas miałem możliwość ukrywania się w domu sąsiada, ale jego żona była zbyt nerwowa, ukrywając Żyda, więc musiałem odejść” – opisuje Marian Reich.

Dalsza część opisu jest dramatyczniejsza.

- Przez następne sześć miesięcy ukrywałem się, gdzie tylko mogłem. Ciągle szukałem pracy oraz schronienia i w ten sposób przybyłem do Pana i Pani Florek. Był to rok 1941. Mieszkali w Niżatycach. Zapukałem do ich drzwi i poprosiłem o pracę oraz schronienie.

Józefa i Franciszek Florkowie mieszkali w Niżatycach koło Kańczugi, obecnie w powiecie przeworskim. Ta ziemia od pokoleń należała do ich rodziny. Gospodarstwo znajdowało się przy ruchliwej drodze Kańczuga – Przeworsk.

W czasie, gdy do ich drzwi pukał jedenastoletni żydowski chłopak, w domu mieszkali Józefa i Franciszek Florkowie, trójka ich malutkich dzieci, matka Franciszka oraz jego brat Michał, który przed II wojną światową był zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego. Florkowie już wtedy dużo ryzykowali. Franciszek Florek, podobnie jak jego brat Michał, był członkiem konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej (później przekształconego w Armię Krajową), placówki „Kazimierz”, działającej w Przeworsku i okolicach. Odpowiadał za pocztę, w jego domu ukrywana była konspiracyjna korespondencja. Już sama taka działalność mogła się spotkać z surowymi konsekwencjami ze strony niemieckiego okupanta. Było to tym bardziej niebezpieczne, że w pobliskich Kańczudze i Przeworsku stacjonowało sporo niemieckich żołnierzy.

Jednak, gdy pewnego dnia zapukał do nich 11-letni chłopiec i poprosił o schronienie, w zamian oferując swoją pracę, Florkowie nie byli w stanie odmówić.

Marian Reich z synem Markiem.
Marian Reich z synem Markiem. Archiwum rodzinne

Sąsiadom mówili, że to chłopak na służbie. Niemcom, że ich syn

- W 1941 r. na terenie gminy Kańczuga zaczęła działać placówka ZWZ „Kazimierz”, wchodząca w skład obwodu Przeworsk. W jej szeregi w 1941 r. wstąpili: mój ojciec, jego brat i inni mieszkańcy wsi. W gospodarstwie Rodziców zlokalizowany został punkt przesyłek poczty i pism organizacyjnych, przez jakiś czas działała radiostacja, przechowywana była broń. To w tych zabudowaniach stryj Michał prowadził szkolenia ochotników. Poczta była przechowywana w metalowym pudełku w trudno dostępnych zakamarkach. Lokalizacja takiego punktu stanowiła ogromne zagrożenie dla wszystkich domowników – w 2022 roku na łamach Tygodnika „Niedziela” opisywała Maria Reizer, córka państwa Florków.

- Oni (Florkowie-przyp. KZ) bez żadnego pytania zaoferowali mi zarówno pracę jak i schronienie. Zostałem z nimi do końca wojny” – wspomina Marian Reich.

Jak sprawa wyglądała od strony Florków?

W tym celu przeprowadziłam wywiad z Krystyną Sową, córką Józefy i Franciszka Florków, do dzisiaj mieszkającej z mężem Józefem Sową na tej samej działce w Niżatycach, co w czasie II wojny światowej jej rodzice, choć już w nowym, murowanym domu.

- Do domu moich rodziców w Niżatycach zgłosił się w 1941 roku chłopiec w wieku około 10 lat. W zamian za pomoc w gospodarstwie poszukiwał schronienia i opieki. Rodzice moi bez żadnych wnikliwych pytań przyjęli chłopca, bo jak można było odprawić takie małe dziecko w okresie wojny. Zdawali sobie sprawę, że może to być chłopiec narodowości żydowskiej i jakie mogą ich czekać konsekwencje. Wojsko niemieckie często przebywało w Niżatycach, gdyż działał tu aktywnie ruch oporu. W tym okresie rodzice mieli troje dzieci (trzy córki dwie starsze i jedną, która nie skończyła jeszcze roku). Z rodzicami także zamieszkiwała nasza babcia (matka ojca). Dom nasz położony jest przy drodze głównej Przeworsk Dynów w gęstej zabudowie domów i nie sposób było ukryć chłopca przed ludźmi i okupantem. Dla mieszkańców i sąsiadów był to >>chłopiec na służbie<< a dla Niemców przedstawiali, że to jest ich syn, choć już byli pewni, że to jest chłopiec pochodzenia żydowskiego - wspomina K. Sowa.

W niewielkich Niżatycach ludzie doskonale się znali. Na uznanie zasługuje fakt, że nikt nie wydał Florków, ani z powodu konspiracyjnej działalności w ZWZ-AK, ani z faktu, że ukrywali żydowskiego chłopca. A trzeba pamiętać, że taki donosiciel mógł liczyć na nagrodę, często sowitą, od okupanta.

- Chłopiec wychowywał się z moimi siostrami i był traktowany jak własne dziecko. Przeżył wszystkie najważniejsze chwile zdarzenia wraz z naszą rodziną i na długie lata pozostało to w pamięci.

Krystyna (z d. Florek) i Józef Sowa pielęgnują pamięć o Józefie i Franciszku Florek.
Krystyna (z d. Florek) i Józef Sowa pielęgnują pamięć o Józefie i Franciszku Florek. Klaudia Ziętal

O włos od śmierci. Najtrudniejszy dzień w życiu Florków w czasie II wojny światowej

Jednym z trudniejszych momentów w życiu Florków była pacyfikacja w Niżatycach i sąsiednich miejscowościach, dokonana przez Niemców. Był to ich odwet za zastrzelenie przez polskie podziemie gestapowskiej konfidentki.

- W czerwcu 1943 r. za zastrzelenie konfidentki gestapo z Łopuszki Wielkiej, za którą już wcześniej rozstrzelano 49 osób i dwóch policjantów z posterunku w Kańczudze, władze niemieckie zarządziły pacyfikację w Kańczudze, Niżatycach i Żuklinie. Pacyfikacja rozpoczęła się po północy. Żołnierze wchodzili do domów i zabierali mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat – relacjonowała M. Reizer.

- Pan Florek przyłączył się do partyzantów i był bardzo dobrze znany w swojej wsi z tych działań. Pewnego dnia, podczas jednej z łapanek, został on zabrany przez Niemców i miał być poddany egzekucji, razem z innymi mieszkańcami wioski. Miał szczęście. Nie wiadomo dlaczego, ale jeden z Niemców przerwał egzekucję i wszyscy pojmani zostali zabrani na przesłuchanie do Kańczugi, gdzie zdołał uciec – relacjonował ocalony.

- Pomimo tego, że on sam był już w dużych kłopotach, to oboje ciągle oferowali mi schronienie oraz jedzenie. Niezależnie od tego, że jedzenia było mało, a ja byłem dla nich ogromnym zagrożeniem, zostałem członkiem ich rodziny i w ten sposób przetrwałem wojnę. Ich odwaga oraz wspaniałomyślność była ogromna, a ja zrobiłbym wszystko, co możliwe, aby uhonorować tą szlachetną i wspaniałomyślną rodzinę. Muszę dodać, że cała wioska pomagała mimo tego, że może oficjalnie nie wiedzieli oni, że jestem Żydem, ale musieli to przypuszczać. Żadna osoba we wsi nigdy nie zrobiła nic, aby narazić mnie tam na niebezpieczeństwo” – bohaterstwo Florków, ale również wspaniała postawę innych mieszkańców Niżatyc - wspomina Marian Reich.

Ocalony po wojnie wrócił, aby odnaleźć ludzi, którzy go uratowali

- Cała moja rodzina zginęła, za wyjątkiem ciotki, która zostawiła mnie, aby znaleźć dla nas schronienie. Przeprowadziłem się do Rzeszowa pozostając w kontakcie z panem i panią Florek oraz z ich trzema dziećmi do czasu mojego wyjazdu do Ameryki. Nigdy oni nie zwracali się do mnie o jakakolwiek nagrodę za ich pomoc. Mieliśmy wspaniałe relacje oraz odwiedzaliśmy się przez te lata – wspomina.

- Pamiętam osobiście kontakty Mariana z naszą rodziną. Przez długi okres czasu mieszkał w Rzeszowie i pracował na taxi. Miał żonę Adę i dwóch synów Marka i Jacka. Od czasu do czasu przyjeżdżali do nas samochodem, bo traktował moich rodziców jak własnych. Przeżycia wojenne wywarły ogromy wpływ na życie moich rodziców. Ojciec zmarł w 1964 r. w wieku 56 lat na zawał serca. Marian wraz z rodziną uczestniczył w pogrzebie. W 1967 roku był na ślubie mojego brata Adama. Mama zmarła W 1968 roku. W wieku 56 lat także na serce. Marian wraz z rodziną wyjechał z Rzeszowa, gdyż sytuacja w kraju zmusiła ich do wyjazdu z powodu prześladowania Żydów. Zamieszkali w USA w Chicago i od tego czasu nie miałam już żadnych kontaktów z nimi. Moi rodzice nigdy nie otrzymali żadnej rekompensaty ani pomocy z tytułu przechowywania tego chłopca żydowskiego. Pomimo, że na wsi żyło się biednie, dzielili się z nim jakby był ich własnym dzieckiem – opisuje K. Sowa.

Długo po zakończeniu II wojny światowej, mieszkańcy nie tylko Niżatyc, ale całego regionu, doskonale pamiętali, jaka postawą i bohaterstwem wykazał się Franciszek Florek. Uroczystości pogrzebowe zgromadziły tłumy.

- Pogrzeb ojca prowadził ksiądz dziekan Józef Pęcherek, proboszcz parafii w Kańczudze. Uroczystość wyglądała jak duża manifestacja, wzięło w niej udział wiele osób z naszej wsi i okolicy. Wtedy zobaczyłam, jak wielu ludzi znało i szanowało naszego ojca. Przygarnięty chłopiec zachował się jak członek rodziny i wiele nam pomógł przy organizacji pogrzebu. Powiadomił matkę o śmierci ojca, zabezpieczył niezbędny transport swoim samochodem. Na pogrzebie był wraz z całą swoją rodziną i złożył piękny wieniec na grobie – wspomina Maria Reizer.

„Franciszek i Józefa Florek zasługują na uhonorowanie ich heroicznych i humanitarnych działań. Zawsze będę wdzięczny im za ich wspaniałomyślność” – Marian Reich dyktował rabinowi Schleimanowi.

Ściana Honoru w Ogrodzie Sprawiedliwych w Jerozolimie. Nz. Mark Reich, syn ocalonego Mariana Reicha.
Ściana Honoru w Ogrodzie Sprawiedliwych w Jerozolimie. Nz. Mark Reich, syn ocalonego Mariana Reicha. Archiwum rodzinne

Józefa i Franciszek Florek – Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata

Rada ds. Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przy Instytucie Pamięci Narodowej Yad Vashem 10 maja 1994 r. odznaczyłą Józefę i Franciszka Florków Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. W dowód uznania, że z narażeniem własnego życia ratowali Żydów prześladowanych w latach okupacji hitlerowskiej.

Jak przypomina Krystyna Sowa, głównymi inicjatorami pośmiertnego uhonorowania Florków Medalem Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata był ocalony Marian Reich i Adam Florek, brat Krystyny Sowy.

Z Markiem Reichem, mieszkającym Niles koło Chicago w USA, rozmawiam przez Whats Up.

- Ojciec bardzo mało mi o tym mówił. Dla niego były to zbyt ciężkie przeżycia. Zapamiętałem taką opowieść. Jeszcze przed dotarciem do Florków ojciec wraz z kolegą ukrywali się w ulach. Ten kolega nie mógł już wytrzymać, wyszedł z ula, uciekał. Został zauważony przez Niemców i zastrzelony. Franek (Florek-przyp. KZ) gdy przygarniał mojego ojca, doskonale wiedział, że jest Żydem. Zdawał sobie sprawę, co jemu i jego rodzinie groziło za ukrywanie Żyda. Działał w partyzantce. Nikt z wioski go nie wydał. Tato utrzymywał się u Florków całą wojnę. Dopiero, gdy Rosjanie z frontem przyszli, wyszedł z ukrycia – mówi mi pan Mark (Marek).

Po 53 latach spotkali się ponownie.

- Po tym, jak Marian Reich z rodziną wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, straciliśmy z nimi kontakt. W 2016 roku, w czasie otwarcia Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej, moja siostra Maria (Reizer – przyp. KZ) napisała w tygodniku „Niedziela” artykuł „Zwykli ludzie z małej wsi”. O naszych rodzicach” – opowiada K. Sowa.

Dzięki Internetowi artykuł można było przeczytać na całym świecie. W Chicago w USA zapoznał się z nim syn Mariana Reicha, Mark. Napisał e-maila do Adama Florka, brata Krystyny Sowy. Rodziny znowu się spotkały.

Zgodnie z tradycją, imiona i nazwiska Sprawiedliwych uwiecznione są na Ścianie Honoru w Ogrodzie Sprawiedliwych na terenie Instytutu Yad Vashem. Uhonorowani w tej sposób są również Józefa i Franciszek Florkowie. Podobna znajduje się w Muzeum Ulmów w Markowej. Do 1996 roku każdemu sprawiedliwemu sadzono drzewko oliwne w Ogrodzie Sprawiedliwych w Jerozolimie. Mają je również Florkowie.

8 marca 2016 roku Józefa i Franciszek Florkowie przez prezydenta Polski Andrzeja Dudę zostali pośmiertnie uhonorowani Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski. Józefa i Franciszek Florkowie zostali uhonorowani pamiątkową tabliczką, umieszczona na ścianie w Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.

Uroczysta gala laureatów konkursu w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Nz. wiceminister edukacji narodowej dr Katarzyna Lubnauer, Klaudia Ziętal, dyrektor
Uroczysta gala laureatów konkursu w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Nz. wiceminister edukacji narodowej dr Katarzyna Lubnauer, Klaudia Ziętal, dyrektor naczelny Archiwów Państwowych dr Paweł Pietrzyk. Norbert Ziętal

Nieprawdopodobny, powojenny dalszy ciąg tej historii

To nie koniec historii. W USA znajduje się grób Jakuba Fąfery , żołnierza Armii Polskiej we Francji, zwanej również Błękitną Armią lub Armią gen. Hellera. To polska ochotnicza formacja wojskowa powstała w czasie I wojny światowej w roku 1917, powołana dekretem prezydenta Francji Raymonda Poincarégo z inicjatywy Romana Dmowskiego oraz kierowanego przez niego Komitetu Narodowego Polskiego. Jakub Fąfera to brat Józefy Florek.

- Jako młody chłopak wyjechał do USA. Jednak, gdy do Armii Hellera werbowali ochotników, to wstąpił do niej. Brał udział w walkach. Jednak później po wojnie wrócili do Stanów. Wujek cały czas był polskim patriotą, myślał o polskich żołnierzach, szczególnie tych, których sam zwerbował. W Stanach założył Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce i aktywnie w nim działał – wspomina Krystyna Sowa.

Jakub Fąfara zmarł w 1954 r. w USA. Tam znajduje się jego grób. Pochowano go na cmentarzu św. Wojciecha w Niles, północnych przedmieściach Chicago. To największy polski cmentarz poza granicami Polski. Powstał w 1872 r. i początkowo służył Polakom, którzy wyemigrowali i zmarli w Stanach Zjednoczonych. Później zaczęto tutaj grzebać także osoby innych narodowości.
Pod Chicago, właśnie do Niles, wyemigrował z Rzeszowa Marian Reich ze swoją rodziną. Zupełnie nie miał pojęcia, że wiele tysięcy km od Polski mieszka w niedalekiej odległości od miejsca wiecznego spoczynku bliskiego krewnego swoich dobroczyńców Florków.
Także pozostała w Polsce rodzina Jakuba Fąfery nie wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się jego mogiła. Wspomnieli o tym Markowi Reichowi, a on postanowił ją odszukać i znalazł.

- To nie było specjalnie trudne. Poszedłem do biblioteki z polskimi książkami. Czytając natrafiałem na informacje o mogile. Odnalazłem ją. Dbam o nią. To niewiele mnie kosztuje, drobnostka – mówi skromnie. Dla Florków z Polski to jednak wielka sprawa. Potomek ocalonego „na drugim końcu świata” dba o mogiłę członka rodziny swoich wybawców.

- To dość niezwykły zbieg okoliczności, że grób jednego z członków rodziny mojej żony znajduje się w USA akurat w okolicach miasta, w którym mieszka rodzina ocalonego przez tą rodzinę Żyda. Teraz syn ocalonego opiekuje się tą mogiłą – opowiada Józef Sowa, mąż Krystyny Sowy.

  • Marian Reich zmarł w Niles w 2004 roku, w wieku 72 lat. Pamięć o nim, a także o państwu Florkach, jest pielęgnowana w kolejnych pokoleniach rodziny Reich.
  • „Marek Reich przyjechał do Polski, do nas, ze swoją żoną. Siedzimy w salonie przy stole i ta żona mówi do męża: pamiętaj, to dzięki tej rodzinie jesteś tutaj” – wspomina Józef Sowa.
  • 24 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.

*Artykuł jest skrótem pracy "Pamiętaj, to dzięki tej rodzinie tutaj jesteś", która zajęła 1. miejsce w kategorii szkół podstawowych, pierwszej edycji ogólnopolskiego konkursu „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje…”, zorganizowanego przez Archiwa Państwowe i Ministerstwo Edukacji Narodowej. Uroczyste gala konkursowa odbyła się 19 marca 2024 r. w Warszawie.

Józefa i Franciszek Florek z Niżatyc.

Pamiętaj, to dzięki tej rodzinie tutaj jesteś. Jak Florkowie...

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24